środa, 7 maja 2014

Valonarkuus


Po dłuższej przerwie (zimowej, jak zawsze) powrót z nowymi zdjęciami. Miejsce upatrzone już baaardzo dawno temu, problem niestety polegał na tym, że do zdjęć jakie chciałem dostępne jest w takim wydaniu tylko albo wczesną wiosną albo późną jesienią (no i zimą, ale zwykle albo śnieg, albo potwornie zimno) - czyli gdy nie jest totalnie zarośnięte. Po pierwszy w lecie dotrzeć tam nie sposób - chyba, że przez 3h karczując trzymetrowe pokrzywy i inne zniechęcające chaszcze, po drugie...jest tam zielono i tych suchych pnączy po prostu nie widać. W zeszłym roku niestety nie udało się zgrać wszystkiego czasowo, ale w tym roku postanowiłem nie odpuszczać.

Istotną sprawą było dogranie odpowiednich warunków - chciałem uzyskać dość ciemne, mroczne i zgaszone zdjęcia o dość małej palecie barw - miały dominować czernie i szarości, a jedynym mocniej wyróżniającym sie kolorem miał być rudy kolor włosów. Nie mogłem tego robić po zmroku - zwłaszcza jeśli chodzi o ten szerszy kadr. Podstawą było dla mnie by na zdjęciu były widoczne wszystkie pnącza, żeby wypełniały kadr i nadawały odpowiedniego klimatu - teoretycznie mógłbym próbować to wszystkie doświetlać lampami, ale trudno byłoby mi uzyskać tak równomierne oświetlenie całości. Poza tym - w cieniach pewnie i tak zniknęłyby szczegóły na których mi zależało. Postanowiłem zrobić to w ciągu dnia, podczas nieco pochmurnej pogody - miałem równe w całym kadrze, niezbyt kierunkowe światło. Niedoświetliłem całość ok 1-1.5EV - dzięki temu obrazek robił się dość mroczny, a kontrolując histogram wiedziałem, że wszystkie detale się rejestrują na matrycy. Co wtedy z modelką? Oczywiście doświetlenie błyskiem. Agata została dzięki temu światłu wyciągnięta na pierwszy plan i odseparowana od tła, nie było wątpliwości kto gra na zdjęciu główną role. Dzięki błyskowi jej niesamowite rude włosy też dostały blasku i otrzymałem niesamowicie ognistą czerwień (niestety, akurat w tym przypadku musiałem je nieco przygasić, bo nie zgrywało się to z całą koncepcją). Korzystając z samego światła zastanego nie byłbym w stanie osiągnąć takiego efektu. Za modelką pojawił się też delikatny, miękki cień - dodał nieco "trójwymiarowości" całości, a zapobiegł wrażeniu "wklejkowatości".
Drugie zdjęcie - portretowe - jest w zasadzie tak samo zrobione, z tą różnicą, że jeszcze bardziej zmniejszyłem ilość światła zastanego, by ukryć w cieniach zbędne chaszcze, gałązki i ogólny chaos. Zależało mi jedynie na tych pierwszoplanowych pnączach.
Do pierwszego zdjęcia użyłem 150cm okty z gridem - chciałem miękkiego, lecz dość kierunkowego światła. Miękkie: by cała scena była w miarę jednolita jeśli chodzi o charakter światła (a także nieco ukryć obecność sztucznego źródła światła, żeby nie narzucał się błysk) i kierunkowe: by oświetlona była modelka, a nie wszystko dookoła. Drugie to softbox 100x100cm - przy tak ciasnym kadrze okta pomimo zastosowania grida i tak oświetlała mi zbyt duży obszar - dół kadru chciałem już lekko ginący w mroku. Przy obu zdjęciach pracowałem na dość przymkniętym szkle 85 1.4 (odpowiednio f/6.3 i f/8), gdyż większa głębia ostrości byłą niezbędna w tych zdjęciach - rozmycie tła i wszystkich szczegółów na których mi zależało byłoby bezsensowne, chodziło właśnie o tą detaliczność w całym kadrze. Okte i softa standardowo napędzała lampa 800ws - nie pamiętam mocy, ale raczej górna połowa - lampa była nieco oddalona, a szkło przymknięte.

Co do samych zdjęć - wiem, że są nieco wymagające pod kątem ekranu na którym się to ogląda, więc niewykluczone, że na matrycach laptopowych i monitorach z podkręconym kontrastem mogą znikać szczegóły, a modelka się nieco zlewać z tłem. Zwłaszcza na jasnym, kontrastującym tle - lepiej oglądać na nieco ciemniejszym. U mnie jest okej, obrabiałem pod to co sam widzę (ciężko żeby inaczej;)), ale wiem, że może być różnie u Was...
Standardowo - po kliknięciu nieco większe i ostrzejsze, wybitnie polecam do oglądania ;)

1.

2.

Backstage:

środa, 16 października 2013

Moon Madness

http://patrykmorzonek.blogspot.com/2013/10/moon-madness.html


Po lekkiej przerwie znowu wracam do bieszczadzkich sesji (kilka słów odnośnie samego wyjazdu - w poprzednim wpisie). Ze względu na uruchomienie Białych Kadrów praktycznie nie miałem czasu zabrać się do obróbki. Ostatnio troszkę odrobiłem się ze ślubami i mogłem w końcu przysiąść do nocnego dłubania w PSie ;)

Pomysł sesji krążył już od dłuższego czasu, nawet były próbne foty w okolicy Krakowa. Zależało mi na znalezieniu całkowicie suchego lasu bez grama liści na drzewach, z minimalną ilością jakiejkolwiek roślinności - totalnie surowe warunki. Wiele razy chodząc po górach napotykałem takie fragmenty lasu i zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Z braku możliwości szukałem czegoś podobnego w swojej najbliższej okolicy - coś tam się nawet znalazło, ale wszystko było tak naprawdę namiastką tego co potrzebowałem. Zbyt grzecznie, ładnie, za mało dziko. Przyszła wiosna, lato - znowu się zazieleniło i trzeba było czekać aż znowu las obleci z liści/igieł, super słoneczna pogoda też nie pomagała. Myslałem, że będę musiał czekać do późnej jesieni (co znowu stwarza problemy - głównie temperaturowe dla modelki), ale w międzyczasie udało się zorganizować wspomniany wypad w Bieszczady - a tam już jest w czym wybierać jeśli chodzi o miejsca. Co prawda wszystkie, które kojarzyłem były dość trudno dostępne (w sensie kawałek od drogi/auta - a taszczenie dużej ilości sprzętu to nie jest taka lekka sprawa), ale liczyłem, że jednak uda się coś trafić - zbyt duża szansa na takie zdjęcia żeby odpuścić. Na szczęście pierwszego dnia pobytu, gdy byliśmy na rekonesansie, udało się namierzyć odpowiednie miejsce. Niezbyt daleko od drogi, ale odchodząc kilkanaście metrów od brzegu lasu robiło się naprawdę mrocznie. Totalna cisza, brak jakiegokolwiek ruchu w powietrzu, świadomość że pewnie nikogo w tym miejscu nie było od baaardzo dawna (bo i po co?) - każdy szelest i trzask gałęzi powodował gęsią skórkę.
Na miejsce dotarliśmy wcześnie rano, żeby nie spotkać ludzi, uniknąć pytań a po co my tam idziemy, co będziemy robić etc. Na wszelki wypadek. Warunki były świetne, słońce jeszcze było schowane za górą, więc w lesie panował półmrok. Udało mi się zrobić kilka zdjęć, przetestować parę pomysłów, Konrad zrobił swoje zdjęcia i niestety musielismy przerwać - słońce zaczęło się przebijać przez gałęzie i cały klimat szlag trafił. W końcu ciężko zrobić mroczne zdjęcie w takich warunkach:


Zrobilismy sobie przerwe do późnego popołudnia i tuż przed zachodem słońca wrócilismy w to samo miejsce. Było ciut ciemniej niż rano, klimat jeszcze lepszy. Poszło dość szybko i sprawnie - kadry miałem zaplanowane, więc pozostało tylko rozstawić światło i działać. Już na aparacie wiedziałem, że to jest to czego szukałem.

Wiksza jak zwykle pełen profesjonalizm - żadne ostre gałęzie, wbijające się suche patyki nie były straszne. No trochę były, ale daliśmy radę :D Po raz kolejny ukłony za poświęcenie. Oczywiście całość się udała dzięki nieocenionej pomocy Konrada - zajechałbym się biegając ciągle do lampy żeby sobie coś poprawić.
Poniżej efekty, pod zdjęciami tradycyjnie dla zainteresowanych szczegóły techniczne i backstage. Koniecznie kliknać w zdjęcie, większy rozmiar, bo na tych znaczkach nic nie widać ;)

1.
2.
3.

Cała koncepcja opierała się na dość mrocznych, ciemnych zdjęciach z jednym, dominującym źródłem światła - które miało imitować światło księżyca. Całość miała być utrzymana w zimnej, nocnej tonacji, a modelka oświetlona bladym, księżycowym światłem. Do zrealizowania tego pomysłu musiałem mieć zatem minimalną ilość światła zastanego i dość mocny błysk lampy. Mogłem to zrobić na dwa sposoby - albo normalnie w dzień zgasić zastane i przypalić mocną studyjną lampą, albo robić to w miejscu/porze gdy światła zastanego jest mniej z mniejszą lampka reporterską. Wybrałem druga opcje, głównie dlatego, że nawet gasząc światło słoneczne miałem w tle mnóstwo jaśniejszych prześwitów między drzewami - zrobiłby się chaos. A stemplować to wszystko to lekki absurd. Zresztą przy szerszych kadrach potrzebowałem mieć jednak ciut światła w dalszych planach. Światło musiało być dosyć kierunkowe, chciałem żeby imitowało snop światła księżyca przebijający się przez gałęzie w jedno konkretne miejsce - dlatego używałem dość dużego zooma na lampie. Przy pierwszym zdjęciu goły palnik dawał zbyt ostre światło, więc użyłem mojej ulubionej białej odbijającej parasolki. Na backstagu widać jak Konrad przysłanie z jednej strony blendą żeby światło nie wchodziło za bardzo na gałęzie i nie przepalało ich. Podstawą był również bardzo wysoki statyw (prawie 5m!), dzięki któremu mogłem umieścić źródło światła faktycznie wysoko nad modelką - kierunek i kąt musiał się mniej więcej zgadzać by uzyskać efekt o którym wspominałem.
Do oświetlenia użyłem jednej reporterskiej lampy Yongnuo YN-565, wyzwalanej przy pomocy Yongnuo YN-622N . Całość zrobiona D800 + 50 1.4 + 70-200 2.8 + 85 1.4 (kolejność szkieł tak jak zdjęć, wszystko na pełnej dziurze).


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Cieplarnia




Po dłuższej przerwie do bloga - wracam z fotami! Na pierwszy ogień idą zdjęcia z mojej ostatniej fotowyprawy w Bieszczady.

Plan wyjazdu był dość prosty - jedziemy w góry, zaszywamy się na tydzień w dziczy i focimy :) Dlaczego akurat tam? Ano dlatego, że znam te góry jak własną kieszeń, jeżdżę tam po kilka razy do roku od parunastu lat i bazę miejsc do zdjęć mam już dość dużą. Poza tym sama przyroda i te miejsca, które teoretycznie są wszędzie (lasy, rzeki, łąki) są tam po prostu inne ;) Jest bardziej dziko, pierwotnie, nie wszystko jest totalnie zadeptane. Ludzi - pomimo środka sezonu - całkiem mało. Po prostu jak dla mnie idealne miejsce na zdjęcia. Pomysł na sam wyjazd pojawił się już dużo dużo wcześniej i związany jest z moim nowym projektem zdjęciowym. Pierwsze zdjęcia do serii już powstały na tym wypadzie, w najbliższych miesiącach najprawdopodobniej czeka mnie jeszcze kilka wyjazdów w góry (Bieszczady, Tatry, może Karkonosze) - mam już upatrzone miejsca i kadry w głowie. Co to będzie - na razie nie chcę zdradzać, zdjęcia też pewnie pokażę dopiero jak całość będzie na finiszu ;)

Co do dzisiejszych zdjęć - zainspirowały mnie wielkie łopiany na które trafiliśmy w poszukiwaniu miejsca. Samo miejsce totalnie odludne - zostawiliśmy auto przy drodze, po czym zeszliśmy przez łąkę do rzeki. Kilkaset metrów marszu korytem i jest. Dziewicze, nietknięte przez nikogo, wielkie liście, na dużej powierzchni - aż się prosiło o wykorzystanie.
Na zdjęciach Wiksza - fantastyczna modelka, która baaardzo dzielnie znosiła to co wymyślaliśmy podczas wyjazdu... a warunki przy niektórych zdjęciach były delikatnie mówiąc... nieciekawe. Z jej strony pełny profesjonalizm. Szczerze, nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek inny dał by radę bez słowa marudzenia z tymi pomysłami. Uprzedam pytania: nie robiliśmy nic karkołomnego, ale wszelkie robaczki czyhające w tej dziczy nie są przyjemne temperatury też dawały w kość:) Jeszcze raz ukłony w jej stronę, bo bez takiego zaangażowania wiele zdjęć by nie powstało (bo będzie więcej:))
Współtowarzysz wyprawy - Konrad - pomagał mi dzielnie ze światłem a pewnie bym tam padł przy którejś sesji gdyby nie jego pomoc
Pod zdjęciami trochę opisu technicznego i backstage ;)
Zapraszam (foty klikalne, większe) :


1.


 2.

 3.

Będzie jeszcze 4te zdjęcie... ale jutro ;)

Apropo podpisów na zdjęciach - niestety są takie a nie inne. Jakby nie kradli to bym nie dawał, ale niestety już w tylu dziwnych miejscach znalazłem swoje prace, że szkoda gadać. Nie będą też na samym dole, bo to łatwo obciąć, muszą być gdzieś gdzie trudniej się ich pozbyć. Mam nadzieję, że nie psują bardzo odbioru ;)
Kwestie techniczne: całość robiona D800, pierwsze zdjęcie z Sigmą 15-30, drugie i trzecie Sigmą 85 1.4.
Na pierwszym zdjęciu użyłem jednej lampy reporterskiej Yongnuo YN-565, z białą parasolką odbijającą, ustawienie widać na BS ;) Drugie zdjęcie - zasadniczo ten sam setup. Na trzecim dwie lampki reporterskie (2x YN-565), przednia z parasolką odbijającą po prawej od aparatu, ustawiona tam gdzie wskazuje twarz modelki. Druga, goły palnik na przeciwko tej pierwszej, jako kontra na dość dużym zoomie.
Małe lampki sobie spokojnie poradziły z warunkami, robiłem głównie w cieniu więc nie było problemów. Przebłyski światła z tła udało się spokojnie opanować, nawet lekko niedoświetlić. Co do modyfikatora to była to moja ulubiona parasolka - biała odbijająca - daje dość przyjemne, miękkie światło (z daleka od srebrnej, brrr), ale nie sieje dookoła jak biała dyfuzyjna (zwłaszcza, że na tych zdjęciach zależało mi na dość skupionym świetle). Wszystko wyzwalane Yongnuo YN-622N - stąd też krótkie czasy synchronizacji ;)



wtorek, 30 lipca 2013

Białe Kadry




Po dłuższej przerwie wracam z nowościami ;) Już w najbliższym czasie na blogu pojawią się rzeczy którymi zajmowałem się przez ostatnie 2-3 miesiące - trzeba tu nadrobić zaległości.
Pierwsza kwestia którą dzisiaj zaprezentuję to odpalona w końcu strona z fotografią ślubną i okolicznościową - miałem sporo zapytań odnośnie tej dziedziny fotografii, którą jakby nie było od dłuższego czasu również się zajmuję, a dedykowanej strony nie było ;)
Razem z Moniką (TheKilla Fotografia - zapraszam do jej galerii, jest na co popatrzeć) postanowiliśmy połączyć siły i zaoferować przyszłym Panstwu Młodym nasze usługi - fotografujemy na zleceniach razem, więc równocześnie oferujemy męskie i "babskie" spojrzenie na te wyjątkowe dla każdej młodej pary chwile. Postanowiliśmy pracować w duecie, ponieważ niesie to za sobą wiele korzyści - mamy pewność, że żadne wydarzenie nie zostanie pominięte, a w tych najważniejszych chwilach możemy być w dwóch miejscach na raz, co zdecydowanie uatrakcyjnia reportaż, który tworzymy ;)
Jesteśmy oboje z Krakowa, ale zlecenia realizujemy na terenie całego kraju, odległość absolutnie nie jest dla nas problemem. Jeśli ktoś z moich czytelników szykuje się aktualnie do tej ważnej uroczystości i szuka fotografa to zapraszam - wciąż mamy kilka wolnych terminów w 2013 :)

Dzisiaj na blogu kilka wybranych zdjęć, po więcej serdecznie zapraszam do galerii na stronie:


i dla tych co chcą być na bieżąco z naszymi pracami zachęcam do polubienia Białych Kadrów na Facebooku:


Zdjęcia po kliknięciu większe ;)






środa, 3 kwietnia 2013

Digital Album - video



Choć zajmuję się tym jakiś czas - to na blogu jeszcze nic nie prezentowałem. Nadszedł moment, żeby w końcu zacząć wrzucać video - projekty całkowicie moje, lub takie przy których miałem znaczny udział (zasadniczo jako operator najczęściej).
Filmowaniem w sumie zainteresowałem się dość niedawno - jakieś 2-3 lata temu. Wcześniej zupełnie mnie ten temat nie pociągał, głównie ze względu na ograniczenia techniczne. To co można było osiągnąć kilka lat temu z kamerą choćby za 20-30tys zł wyglądało po prostu... nędznie. Różniło się diametralnie od tego co można było zobaczyć w kinie - głębia ostrości, detal, rozpiętość tonalna, kolory - no po prostu przepaść. Identyczna różnica jest pomiędzy zdjęciami z aparatu pełnoklatkowego (czy w zasadzie z jakiejkolwiek lustrzanki), a... małym kompaktem. Jest to ta sama zależność wynikająca przecież z wielkości elementu światłoczułego, czyli matrycy. Kamery superultrahiper HD dostępne w marketach (czy nawet markowe porządniejsze produkty) opierają się na małych matrycach - siłą rzeczy nie będziemy z tego mieć super obrazu, a zwłaszcza kinowej plastyki. Dostajemy płaski, nijaki obrazek z głębią ostrości wielkości kilometra. Wszystko zmieniło się gdy pojawił się Canon 5dmk2 (tak, wcześniej był D90, ale działał tylko w automacie, więc można go pominąć...). Nagle w cenie przeciętnej kamery dostaliśmy urządzenie które obrazkiem zabijało wszystko w swojej półce cenowej i nawet w produktach 10x droższych. Duża matryca + jasne, wymienne szkła i dostaliśmy obraz który znacznie bardziej przypomina filmowe produkcje rodem z kina. Raz, że głębia ostrości jest niesamowita, dwa, że możemy robić ujęcia w naprawdę ciemnych miejscach - do tej pory kamery wykładały sie zupełnie w tej kwestii. To zupełnie zmieniło moje podejście do tego tematu - zacząłem się coraz bardziej wciągać i oglądać coraz więcej produkcji. No i tak pomału zaczyna mi to zajmować coraz więcej czasu ;)
Wracając do kwestii technicznych - oczywiście sama lustrzanka jako taka ergonomią i kilkoma innymi kwestiami zdecydowanie przegrywa z kamerami. Choćby dzwięk - o tym który nagrywa wbudowany mikrofon można conajwyżej powiedzieć, że jest. Tak więc dochodzą mikrofony, rejestratory dzwięku itd... Sam aparat do filmowania z ręki średnio się nadaje - wiadomo, czasem da się coś tak nakręcić, ale ogólnie to sposób "w razie czego". Koniecznie trzeba kupić statyw z porządną głowicą video, w razie potrzeby można riga, stedicam, slider, kran... Możemy również zapomnieć o AF w czasie filmowania - tak więc albo ćwiczenie w ostrzeniu na małym ekraniku, albo zakup zewnętrznego monitora i followfocusa. Niestety wydatków jest sporo, ale jeśli chcemy mieć naprawdę duże możliwości pracy kamery i stosowania bardziej filmowych ruchów kamery - trzeba się doposażyć (albo wypożyczać sprzęt). Tak czy inaczej - nawet po doposażeniu aparatu w cały ten sprzęt z choćby średniej półki - wychodzi taniej niż "goła" kamera oferująca takie możliwości (a do kamery też trzeba dokupić sporo sprzętu...).
Dzisiaj w zasadzie każdy nowy aparat oferuje już możliwość nagrywania video. Na szczęście coraz mniej pojawia się tekstów "aparat jest do zdjęć, a nie do filmowania, kup se pan kamere FullHaDe", które były normą na wszelkich forach. Na pewno na powszechną świadomość wpłynął fakt, że nawet wysokobudżetowe produkcje robi się ostatnio posiłkując się lustrzankami (a czasem w całości tylko na nich - choćby najbardziej znany przypadek - jeden z odcinków Dr. House).

To tak tytułem wstępu, jakby ktoś jeszcze nie do końca był zorientowany i "a czemu to aparatem robisz?". Dzisiaj prezentuję reklamówka przedstawiającą przebieg produkcji albumu w firmie Digital Album - była przygotowywana specjalnie na niedawne targi foto-video odbywające się w Łodzi, gdzie firma miała całkiem pokaźne stoisko. Jest to w sumie dość skrócona wersja (nikt 5min nie obejrzy na targach jako promo), nagraliśmy sporo więcej ujęć, ale pojawią się one dopiero w dłuższej, bardziej dokumentalnej wersji - ale do tego pewnie trzeba będzie jeszcze kilka razy coś dograć. Zapraszam do oglądania - koniecznie w HD - a poniżej tradycyjnie troszkę backstage'a i opisu ;)


Zdjęcia: Patryk Morzonek & Michał Dulemba (Pięknydzień)
Montaż: Michał Dulemba (Pięknydzień)
Ogólnie na zdjęcia nie mielismy dużo czasu - firma ma sporo zleceń, produkcja pełną parą idzie, a poza tym zbliżające się targi też kumulowały pracę - jeden, niecały dzień to naprawdę mało czasu i musielismy się sprężyć. Na dodatek w ten dzień zima znowu zaatakowała:

Tak wyglądała autostrada A4... Dobrze, że wyjechaliśmy z Krakowa o 6:30, bo podróż zajęła nam ponad 4h - a to tylko 130km ! Dramat jednym słowem. Tak czy inaczej - z niewielkiej ilości czasu zrobiło się jeszcze mniej. Na miejscu (na szczęście) wnętrza okazały się być całkiem jasno oświetlone, więc nie trzeba było dużo oświetlenia rozkładać i można było zabrać się do samego planowania kadrów i filmowania.
Wykorzystaliśmy sprzęt Canona - 5D3 + 5D2 + 6D i szkła: 16-35L + 50 1.4 + 85 1.8 + 135L.
Podstawą było korzystanie ze statywów, ale żeby troszkę ożywić ujęcia używaliśmy sporo slidera (był to EdelKrone, ale niestety nie pamiętam jaki model, to akurat nie był mój sprzęt) i kranu kamerowego. Odnośnie samego kranu - zwykle kojarzy się to z jakimś wielkim, montowanym na specjalnym wózku, długim wysięgnikiem, którym robi się zjazdy od korony drzew aż po sam grunt. I to się zgadza - ale co w pomieszczeniach? No nie ma szans powalczyć takim czymś. Tu miałem do dyspozycji niewielki kran 2motion, mocowany na statywie - spokojnie można było go rozstawić, zrobić najazdy od/do sufitu, ustawić kadr który filmował pionowo z góry nad jakimś obiektem. Do tego możliwość poruszania głowicą z aparatem - albo mamy "synchronizacje" z ruchem pionowym kranu i aparat mniej więcej zachowuje kadr, poruszając się odwrotnie do ruchu ramienia, albo mamy sami wpływamy na ruch ruch głowicy, niezależnie od ramienia. Lekki, mobilny, łatwy do złożenia i obsłużenia - polubiłem się z tym sprzętem. Tutaj dzięki niemu udało się uzyskać czasami ciekawszą perspektywę niż normalnie jest ze statywu, troszkę urozmaicić ujęcia.



Co do światła - jak wspominałem, było tam całkiem jasno i większego panelu świetlówkowego (4x55W) typu kinoflo użyłem tylko dwa razy. W jednym pomieszczeniu po prostu nie było światła, w innym tylko do wypełnienia cieni. Miałem do niego jeszcze mały softbox, ale nie robiliśmy ujęć gdzie świecił bezpośrednio na filmowany obiekt, zawsze światło było odbite więc nie było potrzeby zmiękczania. O ile tych świetlówek nie używałem dużo, tak drugiego źródła światła - czyli małego panelu LED wręcz cały czas. Mały, leciutki, zasilany z baterii (a więc i bardzo mobilny), całkiem mocny - sprawdził się wręcz idealnie. Zabierałem go z myślą o doświetlaniu detali i bez tego byłoby ciężko jak się okazało. Było dużo scen, gdzie po prostu główne światło nie docierało, robiło się ciemnawno, nie było widać szczegółów. Często też służył jako efektowe światło, jako kontra która pomagała ładnie zarysować obiekt (jak choćby przy laserowym grawerze czy przy złoceniu). Właśnie ze względu na rozmiar i zasielanie bateryjne można było go po prostu wziąć do ręki, schować za maszyną i doświetlić (przy gilotynie). Panelik ma płynna regulacje mocy, więc nie było najmniejszego problemu z ustawieniem optymalnej jasności. Dołączę go w zasadzie na stałe do ekwipunku na wypady filmowe.




środa, 20 marca 2013

Carla



Ostatnio było sporo tekstu, więc dzisiaj absolutne minimum, nie przynudzam ;)
Opisując wielki format ostatnio zakończyłem tekst na formacie 13x18cm - niedawno natomiast przesiadłem się na coś jeszcze większego - 18x24cm i przy tym najpewniej zostanę - proporcje kadru bardzo mi pasują i format jest jeszcze akceptowalny jeśli chodzi o koszty materiałów. Poza tym to prawie graniczna wielkość jaką skanuje mój skaner, a większy do negatywów pewnie kosztuje już koszmarne pieniądze.
Obydwa zdjęcia wykonane obiektywem Carl Zeiss Tessar 360 4.5 - długo polowałem na to szkło, ale było warto - świetna portretówka, choć to naprawdę już duuuże szkło.
Na zdjęciach znana z kilku moich wcześniejszych sesji Karolina.

Zapraszam:




back (by Andrzej Sz.):