środa, 20 marca 2013

Carla



Ostatnio było sporo tekstu, więc dzisiaj absolutne minimum, nie przynudzam ;)
Opisując wielki format ostatnio zakończyłem tekst na formacie 13x18cm - niedawno natomiast przesiadłem się na coś jeszcze większego - 18x24cm i przy tym najpewniej zostanę - proporcje kadru bardzo mi pasują i format jest jeszcze akceptowalny jeśli chodzi o koszty materiałów. Poza tym to prawie graniczna wielkość jaką skanuje mój skaner, a większy do negatywów pewnie kosztuje już koszmarne pieniądze.
Obydwa zdjęcia wykonane obiektywem Carl Zeiss Tessar 360 4.5 - długo polowałem na to szkło, ale było warto - świetna portretówka, choć to naprawdę już duuuże szkło.
Na zdjęciach znana z kilku moich wcześniejszych sesji Karolina.

Zapraszam:




back (by Andrzej Sz.):



wtorek, 12 marca 2013

Przebiśnieg

 


Korzystając z pierwszych ciepłych i słonecznych dni w końcu udało się podziałać coś w plenerze - miejsce było upatrzone od jakiegoś czasu i chodziło za mną - trafiło się okienko pogodowe, więc do dzieła. Pomysł na sesje nie był jakiś mega oryginalny, ale chciało mi się po prostu zrobić po tej 3 miesięcznej szarówie coś słodkokolorowego ;) Pozowała Alina - Ukrainka mieszkająca od 2 lat w Polsce. Współpraca znakomita, liczę, że za niedługo znowu się pojawi na moich zdjęciach :)
Poniżej zdjęcia, a jak ktoś błyskający, albo chcący zacząć - to pod fotami troszkę opisu technicznego i sprzętowego - zapraszam:




Kolejne dwa zdjęcia są dobrym przykładem jak można pobawić się zmieniając proporcje światła błyskowego i zastanego. Na pierwszym jest zastane przygaszone, a błysk dominuje, na drugim z kolei jest znacznie więcej zastanego, a błysk jest tylko minimalny, wypełniający cienie. To samo miejsce, te same warunki, prawie ten sam kadr - a różnica jest zasadnicza.



Miejsce było troszkę oddalone od miejsca gdzie mogłem bez problemu zaparkować auto, a na dodatek byłem sam, więc zminimalizowałem ilość sprzętu do noszenia (tak żeby się na raz zabrać) i postawiłem na wykorzystanie jednej lampy i wspomaganie się słońcem jako kontrą. Przy okazji przetestowałem sobie nowe sprzęty.
Lampa to standardowo już Freepower DPs-III 800ws -myślałem nad zabraniem mniejszej i lżejszej lampki, ale bałem się, że przy dość ostrym słońcu i dużym modyfikatorze może mi zabraknąć mocy. Drugim czynnikiem był fakt, że do tej lampy mam pilot zdalnego sterowania mocą i będąc sam na sesji nie musiałem co chwilę biegać do panelu, żeby zmienić moc - mała rzecz, a bardzo przydatna. Na dodatek sprzęt wisiał na wysokim statywie (nawet bardzo wysokim - 460cm to jego max - ale korzystając z dużej okty trzeba mieć sporo zasięgu by móc zaświecić tym z góry), więc przy każdorazowej zmianie mocy musiałbym go obniżać, później znowu do góry i tak w kółko. Tym razem miałem tylko jedną lampe, ale nie ma problemu, żeby za jego pomoca sterować kilkoma, na każdej niezależnie regulując moc.

Jako modyfikator była użyta po raz pierwszy u mnie Okta 150cm (też z tych szybkorozkładanych). Zamieniłem wcześniej używaną 120cm na troszkę większą właśnie ze względu na plenery - chciałem mieć miękkie światło nawet jeśli muszę odsunąć modyfikator na większą odległość. Im większy tym światło miększe, a im dalej tym z kolei ostrzejsze - więc skoro i tak muszę odsunąć lampę to lepiej mieć większy modyfikator, żeby troszkę nadrabiał wielkością tą odległość i nadal dawał dość miękkie światło. Gdy lampa jest blisko to nie ma problemu z miękkim światłem, ale jak się odsuwa to jednak warto mieć coś dużego. 180 pewnie by było jeszcze lepsze, ale to już jest naprawdę wielki, ciężki sprzęt i w plener bez ekipy to cięzko... Na dodatek nie ma takiej wielkości w tej serii szybkorozkładanych, a ja już innych nie chcę używać :D Chyba bym wolał świecić samym kloszem niż składać i rozkładać ciągle taką oktę... Tak czy inaczej - po kilku zdjęciach widzę różnicę względem mniejszej okty - nie jest to może przepaść, ale jednak zauważalnie miększe światło mam - a o to mi właśnie chodziło.





Z racji, że błyskam w plenerze lampami studyjnymi i sporo osób mnie pyta o zasilanie z jakiego korzystam - więc kilka słów o plenerowym prądzie. Wcześniej korzystałem z Tronix Explorer XT3 i spisywał się świetnie - duża moc i pojemność, naprawdę pancernie zbudowany. Był jednak dość ciężki - jeśli nie planujemy targać tego po górach to wybór całkiem niezły.
Niedawno natomiast pojawił się inny sprzęcik który wyglądał dość intereująco. Mianowicie Freepower Energon. Jak na swój rozmiar i wagę (naprawdę jest lekki) posiada dość imponujące parametry - w sumie możemy podpiąć do niego kilka lamp o łącznej mocy do 3000ws! Poza tym - posiada przełącznik (FLASH/OTHER) do pracy z lampami błyskowymi, lub z obciążeniem stałym (nie przekraczającym w sumie 750W). Co dzięki temu zyskujemy? Ano to, że można podpiąć do niego dosłownie cokolwiek - ja np ładowałem sobie telefon w czasie sesji, gdy akurat nie błyskałem ;) Poza tym może to być światło ciągłe, laptop, ładowarka do akumulatorów do aparatu etc. Fajna sprawa, myślę, że może się często przydać.
Sam Energon jest wyposażony w 3 gniazda sieciowe, do których podepniemy jakąkolwiek wtyczkę - nie jest dedykowany do konkretnych lamp (jak np Bowensowy Travel Pack, czy Quantuumowe Dual Power), więc wszystko z nim śmiga. Kolejna sprawa - w razie dłuższej sesji możemy łatwo podmienić akumulator na świeży, naładowany - wystarczy dwoma blokadami zwolnić zaczepy i wyciągnąć rozładowany aku. Plusem jest to, że możemy ładować je osobno, same, prosto z gniazdka, bez udziału całego Energona - czyli w czasie sesji można doładować drugi aku jeśli w miarę blisko jest prąd. Pojemność akumulatora to 9000mAh - na ile to starczy jeszcze nie wiem, nie robiłem na tyle długiej sesji. Podczas tej, błyskając sporo, poziom naładowania spadł tylko o 1 z 3 kresek oznaczających poziom naładowania. W najbliższym czasie może coś dłuższego będę robił, więc okaże się na ile daje rade.





wtorek, 5 marca 2013

Wielki format

Dzisiaj coś szufladowego - w sumie nie wiem dlaczego nie pojawiły się te zdjęcia na blogu wcześniej, skoro na fanpejdżu wiszą od dawna... No nic - nadrabiamy. Przy okazji w końcu dłuższa notka na temat, który zapowiadałem już jakiś czas temu ;) Zachęcam szczególnie tych, którzy nigdy nie mieli styczności z tymi zabawkami.

Część osób pewnie wie, że od jakiegoś czasu mocno wciągnąłem się w fotografię wielkoformatową. Przyzwyczajony już do fotografowania średnim formatem i obyty z obrazkiem jaki generował zacząłem się zastanawiać co by było na jeszcze większym formacie, na dodatek z jakimiś pochyłami. Pierwszy kontakt z takim sprzętem miałem dokładnie rok temu, kiedy zajawiony zacząłem wypytywać na forum z czym to się je (i dlaczego takie ciężkie i drogie) - odezwał się do mnie jeden z użytkowników z niezwykłą propozycją - pożyczy mi sprzęt żebym sobie popróbował co i jak. Propozycja niezwykła w głównej mierze dlatego, że kompletnie się nie znaliśmy - naprawdę takie sytuacje przywracają wiarę w ludzką życzliwość - z tego miejsca jeszcze raz dziękuję samkowi ;)
Pożyczonym aparatem była Wista 4x5" z dwoma Nikkorami - 135 i 210 5.6 - piękny aparat, to była naprawdę przyjemność obcowania z tym sprzętem. Doskonale wykonany, dość lekki i bardzo precyzyjny. Plastyka zdjęć i detal po zeskanowaniu - po prostu opad szczeny. Na początku nieśmiałe próby z rollkasetą 6x9cm, przekminy jak wywołać 4x5, zabawy z pochyłami... No i od tego momentu się zaczęło.


Aparat trzeba było oddać i... zacząć polować na coś swojego. Oczywiście następne dwa tygodnie to dalsze zgłębiania tematu - co kupić, co się opłaca, na co uważać, jakie szkła, materiały itd... Troszkę sobie przeanalizowałem, pooglądałem zdjęcia w sieci i postanowiłem kupić coś większego -  13x18cm czyli prawie odpowiednik 5x7". Niby i to i to wielki format - ale jednak różnica w głębi ostrości, plastyce była mocno zauważalna. Co do wielkości i różnicy powierzchni - myślę, że obrazek uzmysłowi więcej niż suche liczby (od lewej - mały obrazek, 6x6cm, 13x18cm (5x7"), 18x24cm (prawie 8x10") - nie mam niestety pod ręką żadnego negatywu z 4x5") :


Dość kluczową sprawą było to, że kupiłem aparat z wbudowaną migawką - czyli mogłem do tego podpiąć dosłownie dowolne szkło i robić nim zdjęcia. Niewiele jest takich konstrukcji. Większość wymaga migawek centralnych zamontowanych np w szkle - niestety zwykle te migawki mają mały otwór roboczy więc i obiektywy nie mogą mieć dużych średnic - czyli są po prostu ciemne: zwykle 5.6 i jeszcze ciemniej (oczywiście są też duże migawki i szkła w takich migawkach - ale kosztują fortunę). Troszkę mi to niwelowało przewagę wiekszej powierzchni negatywu nad mniejszymi jeśli chodzi o głębie ostrości i oczywiście przeszkadzało w pomieszczeniach gdzie światła zwykle zbyt dużo nie ma. Miało to oczywiście swoje ograniczenia - np najkrótszy czas tej migawki to 1/30 - więc o fotografowaniu w środku dnia można było zapomnieć (no chyba, że na f/64).
Do tego z powodzeniem używałem (i używam) szkieł Zeissa - świetna rodzina Tessarów ze światłem 4.5. Na początku było to 250mm - odpowiednik 50mm na małym obrazku. Na zdjęciu po kolei od lewej: małoobrazkowy 50 1.4 (jako punkt odniesienia) i Zeissy 360, 300, 250, 210 :


Prawie działkę jasniejsze szkło i prawie 2x większa powierzchnia światłoczuła w stosunku do Wisty od której zaczynałem - to zrobiło swoje i zdjęcia były już naprawdę niesamowite. Głębia, rozmycie tła, jeszcze większa szczegółowość zdjęć - efekt nie do podrobienia na cyfrze. Tu kilka zdjęć z tego zestawu (jedno już było, ale myślę, że powinno się jeszcze raz tutaj znaleźć)




Głębia głębią - ale aparaty wielkoformatowe mają jeszcze jeszcze jedną, podstawową zaletę. Możliwość sterowania płaszczyzną ostrości tak jak w żadnym innym sprzęcie - praktycznie w każdym innym aparacie, z normalnym szkłem, płaszczyzna ostrości jest na sztywno ustawiona równolegle do płaszczyzny matrycy/filmu. Tutaj dowolnie można to zmienić. Do cyfry i średniego formatu niby są obiektywy tilt/shift, ale ich możliwości w porównaniu do LF - są śmiesznie małe. Mamy w tych szkłach tylko kilka stopni ruchu góra/dół i boki. Przy wielkim formacie nie dość, że możemy przedni standard (czyli tam gdzie jest mocowany obiektyw) skręcić o kilkadziesiąt stopni na boki, możemy skierować go ku górze, pochylić w dół, przesunąć całość w bok, wyciągnąć całość do góry. Albo prawie wszystko to - zrobić na raz. Jakby komuś było mało - to samo, niezależnie, można zrobić z tylnym standardem (czyli tam gdzie jest założony film). Na poniższych obrazkach z googla widać conieco:


Jak to wykorzystamy - zależy tylko od naszych pomysłów i potrzeb. Najczęstsze zastosowania to prostowanie perspektywy w architekturze, "zwiększanie" głębi ostrości w ujęciach makro, robienie efektu "miniaturki" miasta itp. Ja najczęściej staram się uzyskać dzięki temu jak najciekawszą plastykę w fotografii ludzi - na wrzuconych zdjęciach widać efekty. Także przy małej głębi i ciasnym portrecie często zdarza sie, że drugie (dalsze) oko ucieka nam z ostrości - żaden problem, wystarczy lekko przekręcić jeden ze standardów i płaszczyzna ostrości przebiega przez jedno i drugie oko - a głębie nadal zachowujemy małą.
A skoro już jestem przy małej głebi - wspomnę o takim dość "ciekawym" obiektywie który udało mi się zdobyć na jesieni. Zarówno parametry jak i pochodzenie tego szkła to dość niezwykła sprawa. Po pierwsze - wymontowałem go z radzieckiego aparatu lotniczego (fotografującego tereny z samolotu w celach topograficznych). Cały aparat waży chyba z pół tony i jest dosłownie pancerny. Obsługiwał format 13x18cm a filmem była... rolka materiału światłoczułego o długości 20m :D Naprawdę ciekawa konstrukcja całości - wymienne migawki, zdalne sterowanie aparatem na osobnym panelu, podgrzewane filtry zakładane z przodu obiektywu... Wszystko w maszynie z lat .50 ! Ale to i tak nie jest w nim najlepsze. Najlepsze są parametry samego szkła. Ogniskowa 210mm i światło... f/2.5 ! Czegoś tak jasnego przy takiej ogniskowej nie mam nawet do cyfry której powierzchnia do pokrycia jest kilkadziesiąt razy mniejsza. Coś niesamowitego, głębia niewyobrażalnie mała, a rozmycie tła - absolutna bajka. Samo szkło też niezłe - waży ze dwa razy więcej niż dwa razy większe obiektywy, przysłona ma chyba ze 30 listków - idealne koło przy dowolnym przymknięciu. Parametry nieco podobne do sławnego Aero-Ektara (178mm 2.5), ale tylko pozornie, bo według mnie to szkło jest znacznie ciekawsze - choćby ze względu na krycie - Aero kryje 4x5", a ten bez problemu 5x7", a przy bliższych dystansach (np portret od kolan) kryje 8x10" ! To olbrzymia różnica. Nie miałem jeszcze zbyt wielu okazji by dużo zdjęć nim zrobić - w zasadzie tylko jedna sesja z Mają, foty poniżej - ale w najbliższym czasie pewnie pojawią się kolejne prace.






Pochyły, głębia, detal... To tylko techniczny aspekt fotografii wielkoformatowej. Jest również inny - filozofia pracy. Nie jest to sprzęt którym "zatrzymamy umykającą chwile" - jest to zupełnie inne podejście do zdjęć. Wymusza powolną pracę, dłuższe zastanowienie nad kadrem i przemyślenie całego zdjęcia. Z sesji przywożę zwykle 1-2 zdjęcia - i są to zdjęcia dokładnie takie jakie chciałem zrobić. Nie ma, że czegoś nie zauważyłem, nie przemyślałem. Dzięki wielkiej matówce obraz widzimy jak na dłoni - wszelkie niedociągnięcia kadrowe, ustawienia modelki, perspektywe widzimy od razu - nie trzeba się przyglądać na małym wizjereku czy ekraniku. Bardzo fajny styl pracy, choć z pewnych względów nie do robienia zdjęć na codzień. Przyznam, że bardzo mi on odpowiada ;)